sobota, 19 października 2013

Rozdział II

Włożyłam słuchawki do uszu, po czym ruszyłam truchtem w stronę parku. Nagle poczułam straszny ból i uderzenie o chodnik. Podniosłam głowę. Ujrzałam dziewczynę o blond włosach.
-Przepraszam Cię bardzo. Byłam zamyślona i musiałam Cie nie zauważyć. Jeszcze raz strasznie przepraszam - zaczęła się tłumaczyć.
-Spokojnie, nic się nie stało, ja też myślami byłam w innym świecie. Jestem Vicktoria.
-Miło mi, ja jestem Caroline. Może usiądziemy na ławce?
-Bardzo chętnie.
Wybrałyśmy ławkę na słońcu. W parku nie było wielu ludzi. Większość to albo starsi ludzie, albo młode kobiety z dziećmi. Sama pamiętam jak  przychodziłam tu z rodzicami. Wtedy wszystko było normalnie.
Rozmawialiśmy dosłownie o wszystkim. Caroline była bardzo miła i zabawna. W pewnych momentach nie mogłam oddychać ze śmiechu. Naszą rozmowę przerwał dzwonek mojego telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz, jednak numer nie był mi znany. Po chwili wahania odebrałam.
*r.t.*
-Halo?
-Dzień dobry, czy rozmawiam z córką pani Agnes Tedder, Vicktorią?
-Tak, a o co chodzi?
-Jestem lekarzem, pani Agnes została pobita, obecnie znajduje się w szpitalu, jest w śpiączce.
-Jezu, jaki to szpital? Zaraz przyjadę!
-Św. Marii
-Dobrze zaraz będę.
*k.r.t.*
Łzy ciekły mi strumieniami po policzkach. Poczułam, że ktoś mnie przytula. Wytarłam łzy ręką i ujrzałam Caroline. Wstałam z ławki.
-Muszę jechać do szpitala, tylko jak ja to zrobię, przecież nie mam nawet prawa jazdy.
-Daj mi chwilę, ja załatwię transport.-powiedziała po czym zadzwoniła do kogoś.- Hej jesteś zajęty... To dobrze. Przyjedź szybko pod szkołę przy parku.... Czekam.
-Nie martw się, zaraz przyjedzie mój brat Oliver.
-Dziękuję Ci bardzo!-powiedziałam po czym podeszłam do niej i mocno przytuliłam.
-Dobra nie ma sprawy, chodź idziemy pod szkołę.- powiedziała i tak się stało, po drodze opowiedziałam jej co się stało.


Pod szpitalem byliśmy jakieś pół godziny później. Szybko wysiadłam z samochodu i pobiegłam do recepcji.
-Dzień dobry, przywieziono tutaj moją mamę Agnes Tedder. Czy mogę wiedzieć w której sali leży?-powiedziałam na jednym oddechu.
-Tak, jest to sala nr. 96 na drugim piętrze.
-Dziękuję bardzo-powiedziałam, po czym ruszyłam w kierunku windy. Nie zauważyłam, kiedy Caroline i Oliver znaleźli się obok mnie. Wszyscy troje weszliśmy do windy. Chwilę potem już stałam pod odpowiednimi drzwiami. Na moje szczęście lekarz właśnie wyszedł z pomieszczenia.
-Dzień dobry panie doktorze, mogę wiedzieć co z moją mamą?
-Jeśli dobrze myślę, pani Vicktoria Tedder?
-Tak, to ja.
-A więc pani matka....


Tak, wiem, że jest krótki, ale mam gorączkę i źle się czuję. Nie mam dziś do tego głowy. Będę bardzo szczęśliwa z komentarzy.

3 komentarze:

  1. Zdrowiej kocie <33333 Jakie ciekwe imię :D Hmmmm , kto ma takie samo ? Niech pomyślę ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No, no ładnie. Rozdział został dodany 19 października. Nie dałaś mi zbytnio poczytać. Dodasz niedługo nowy, prawda? Szczerze? To jest chyba najciekawsze Twoje opowiadanie. Zaraz się obrażę, bo nawet przy DtD się tak nie namęczyłaś. Załamałaś mnie muszę przyznać. Znalazłam tylko jeden mały, głupi błąd interpunkcyjny i się zastanawiam , dlaczego tylko w ocenialni walimy takie błędy. Niestety ja też. Zauważyłam, że niestety na dtdd też walimy błędy, a tak dokładnie, to pewnie ja. :C

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piszę go cały czas jak tylko mam chwilę. Staram się ale ostatnio wszystko się wali...

      Usuń

Dziękuję za wszystkie komentarze, są one bardzo motywujące. Również się odwdzięczam za komentarze i obserwacje. Komentarze typu "fajne, czekam na nexta" są przeze mnie nie nieuwzględniane.